O życiu z cukrzycą typu I. Dobry początek
O życiu z cukrzycą typu I.
Dobry początek
"Nie jest łatwo, ale można doprowadzić do tego, że będzie bardzo dobrze."
Cukrzyca typu I, to przewlekła choroba cywilizacyjna, która dotyka coraz więcej ludzi. Jest to choroba autoimmunologiczna, czyli w organizmie następuje autoagresja, w której procesy autoimmunologiczne niszczą komórki beta wysp Langerhansa trzustki, produkujące insulinę (hormon odpowiadający za prawidłowe stężenie glukozy w organizmie) - skutkuje to jej niedoborem oraz podwyższeniem stężenia glukozy we krwi. Co zmusza pacjenta do podawania z zewnątrz, w formie iniekcji podskórnej, aby organizm mógł prawidłowo funkcjonować. Organizm bez insuliny, w końcu sam się zniszczy i umiera. Niestety niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, że jeszcze w XIXw. cukrzyca była chorobą śmiertelną.
Poniżej bardzo ciekawy artykuł na ten temat:
Poniżej bardzo ciekawy artykuł na ten temat:
Ale dość już straszenia i naukowych terminów !
Na szczęście żyjemy w czasach, kiedy medycyna bardzo prężnie się rozwija i sprawia że życie cukrzyków/diabetyków jest o wiele dłuższe, prostsze i wygodniejsze !
U mnie wykryto cukrzycę typu I, kiedy miałam 11 lat (w tej chwili choruję ponad 20 lat). W serii postów poświęconych życiu z cukrzycą, chcę podzielić się moja wiedzą i doświadczeniem, które zdobywam każdego dnia. Mam nadzieję, że moje porady okażą się pomocne zarówno dla początkujących diabetyków, jak i tych z większym 'stażem'.
Jak już wcześniej wspominałam, cukrzycę zdiagnozowano u mnie, kiedy miałam 11 lat, dlatego nie będę pisać o cukrzycy u młodszych dzieci, bo nie mam w tym temacie żadnego doświadczenia. U mnie wystąpiły klasyczne, książkowe objawy: szybka utrata wagi, duże pragnienia i częste wizyty w toalecie. Potem badanie krwi na czczo, wynik ponad 300 i diagnoza - cukrzyca.
Znalazła się w wąskiej grupie szczęśliwców, którzy po diagnozie nie trafili na oddział do szpitala na wyrównanie, tylko do ośrodka dla dzieci i młodzieży z cukrzycą, który w latach 90-tych znajdował się (najbliżej mnie) w Gliwicach. Ten ośrodek przez pierwsze 2 tygodnie od diagnozy był całym moim światem, którego musiałam uczyć się na nowo. Trafiłam do grupy z dwójką innych dzieci, u których także zdiagnozowano w tym czasie cukrzycę. Codziennie na kilka godzin jeździłam tam z rodzicami na szkolenia.
Na 'dzień dobry' od razu dostałam kroplówkę i pokazano mi jak mierzyć cukier i podawać insulinę. Nie byłam już maleńkim dzieckiem, szybko musiałam przyswoić nową wiedzę i dostosować się do nowego rytmu życia. A pomoc, wsparcie i wiedzę jaką otrzymałam w Gliwicach jest po prostu nieoceniona.
Były tam wykłady o samej cukrzycy, uczono nas jak i kiedy mierzyć cukier, jak i kiedy podawać insulinę, jakie są objawy hiper i hipoglikemii, jak stosować dietę i jak ważyć i przeliczać żywność na w/w. Miałam indywidualne spotkania z dietetykiem, psychologiem i masażystką, która uczyła jak rozmasować zrosty po insulinie. Zostałam później przypisana do dr. B. Malanowicz, do której jeździłam na wizyty raz w miesiącu. I zawsze podczas wizyt w ośrodku mogłam poprosić w razie potrzeby o spotkanie z psychologiem, dietetykiem lub masażystką. Dopiero po jakimś czasie człowiek uświadamia sobie jakie miał szczęście, że trafił do takiego miejsca. W moich postach na pewno często będę wracać do tego miejsca, bo wiąże się z nim dużo dobrych wspomnień.
Mam nadzieje że nie zanudziłam was moja historią, jest bardzo dużo tematów o których chciałabym wam napisać i mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu okażą się pomocne. Pierwszy post ukaże się pod koniec tygodnia i już na niego zapraszam bo będzie z serii dbania o siebie czyli o pielęgnacji skóry u diabetyka.
Jak już wcześniej wspominałam, cukrzycę zdiagnozowano u mnie, kiedy miałam 11 lat, dlatego nie będę pisać o cukrzycy u młodszych dzieci, bo nie mam w tym temacie żadnego doświadczenia. U mnie wystąpiły klasyczne, książkowe objawy: szybka utrata wagi, duże pragnienia i częste wizyty w toalecie. Potem badanie krwi na czczo, wynik ponad 300 i diagnoza - cukrzyca.
Znalazła się w wąskiej grupie szczęśliwców, którzy po diagnozie nie trafili na oddział do szpitala na wyrównanie, tylko do ośrodka dla dzieci i młodzieży z cukrzycą, który w latach 90-tych znajdował się (najbliżej mnie) w Gliwicach. Ten ośrodek przez pierwsze 2 tygodnie od diagnozy był całym moim światem, którego musiałam uczyć się na nowo. Trafiłam do grupy z dwójką innych dzieci, u których także zdiagnozowano w tym czasie cukrzycę. Codziennie na kilka godzin jeździłam tam z rodzicami na szkolenia.
Na 'dzień dobry' od razu dostałam kroplówkę i pokazano mi jak mierzyć cukier i podawać insulinę. Nie byłam już maleńkim dzieckiem, szybko musiałam przyswoić nową wiedzę i dostosować się do nowego rytmu życia. A pomoc, wsparcie i wiedzę jaką otrzymałam w Gliwicach jest po prostu nieoceniona.
Były tam wykłady o samej cukrzycy, uczono nas jak i kiedy mierzyć cukier, jak i kiedy podawać insulinę, jakie są objawy hiper i hipoglikemii, jak stosować dietę i jak ważyć i przeliczać żywność na w/w. Miałam indywidualne spotkania z dietetykiem, psychologiem i masażystką, która uczyła jak rozmasować zrosty po insulinie. Zostałam później przypisana do dr. B. Malanowicz, do której jeździłam na wizyty raz w miesiącu. I zawsze podczas wizyt w ośrodku mogłam poprosić w razie potrzeby o spotkanie z psychologiem, dietetykiem lub masażystką. Dopiero po jakimś czasie człowiek uświadamia sobie jakie miał szczęście, że trafił do takiego miejsca. W moich postach na pewno często będę wracać do tego miejsca, bo wiąże się z nim dużo dobrych wspomnień.
Mam nadzieje że nie zanudziłam was moja historią, jest bardzo dużo tematów o których chciałabym wam napisać i mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu okażą się pomocne. Pierwszy post ukaże się pod koniec tygodnia i już na niego zapraszam bo będzie z serii dbania o siebie czyli o pielęgnacji skóry u diabetyka.
Trzymajcie się ! i do zobaczenia :)
Komentarze
Prześlij komentarz